wrz 06 2005

Wielki Powrót Skafranego Poczka


Komentarze: 6

Długo mnie nie było... Dość długo... Na tyle długo aby wydarzyć mogły się niesamowite i pełne wspaniałości rzeczy... Ale także i te gorsze... Te rzeczy, wydarzenia, które przyniosły ból i cierpienie... Które zresztą zostały do dziś...

 

Opowiem po części... w skrócie... Bo nie ma sensu opisywać wszystkiego...

Wakacje minęły mi dość bekowo i betonowo... Masa poznanych ludzi... Żartów z przyjaciółmi, wygłupów... Kto wie ten wie...

4 sierpnia tatuś wyjechał do Irlandii... Zostałyśmy w domu same... 3 kobiety... Tata wraca na święta... Obiecał, że kupi mi aparat... taki jak zawsze chciała mieć...

19 sierpnia... przełom w moim życiu... A mianowicie... Mój pierwszy chłopak... To co czułam... Owszem miałam wątpliwości, ale to pierwszy chłopiec... Uwierzyłam, że będzie nam razem dobrze... Miałam NADZIEJE! 1,5 tygodnia szczęścia, radości serca, uśmiechu duszy, wiary, nadziei, zwątpień, dziwnych myśli i rozpaczy... Tyle trwał nasz związek... Może i tyle był też wart... Rozstanie nie z mojej winy... Ale z winy czegoś co się stało... Czegoś innego od nas... Nie z naszej winy... A z winy sił wyższych... Ból, smutek, cierpienie i łzy... Tylko przyjaciele, i tatuś wiedzą... Tatuś domyślił się po moim telefonie... Zadzwoniłam do niego by porozmawiać... Powiedział mi mniej więcej takie słowa: „ Kochanie, gdybym był teraz z Tobą, przytuliłbym Cię mocno do swojego serca i nie oddał nikomu już nigdy...” Mój kochany tatuś... Jeden przyjaciel, który okazał się przysłowiowym przyjacielem... „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”... On mi bardzo pomógł przebrnąć przez te pierwsze dni szoku po tym co się stało...

Pamiętasz moje serduszko, które chciałam Ci oddać w zamian za Twoje? Moje maleńkie zamrożone serduszko, które czekało na właściciela... Do dziś czeka... Bo nie wziąłeś tego serduszko... Bo nie chciałeś... Minęło kilka dni... Powódź w postaci deszczu łez... Zatamowana przez jednego z moich dobrych duszków... Może miłość mi wybaczy... Musze się zakochać ponownie, aby zapomnieć o bólu... Ale w kim? Jak nikt mnie nie chce... A może mi się tylko wydaje, że nikt mnie nie chce?...  Tekst poniżej... Moje wątpliwości i rozterki... Dzisiejszy ból... Wyraża doskonale... mój tekst... moja proza...


"Będę sama, przecież to nic strasznego".. głupie wmawianie sobie czegoś, co jest nie do zrealizowania, szczególnie gdy nagle wpadło się w grono zupełnie innych ludzi niż dotychczas. Sprytnych, inteligentnych, pewnych siebie. Wtedy, gdy po raz pierwszy mimochodem wyrwało się "kocham cię" i było kochaniem nad wyraz nie trafionym. Potem oczy spuchnięte od łez były jeszcze przez 2 tygodnie, ale dzień po feralnym "kocham" inne oczy obserwowały podczas jakiejś prelekcji.

   Oczy te towarzyszyły podczas każdego poranka i za jawnym przyzwoleniem nawzajem wwiercały się w siebie. Choć już wcześniej na skutek trafienia kulą w płot padło niezręczne postanowienie, że już nigdy w życiu i że za nic w świecie żadnego kocham. Wrażenia wzrokowe zostały z czasem wzbogacone o wrażenia słuchowe a po tym, jak rok zatoczył 180 stopni wokół własnej osi, całe jestestwo zostało mile połechtane obecnością oczu, które obserwowały, słów, które dźwięczały..

   Wtedy nie tylko oczy zapragnęły wreszcie nie być same. Przyszedł dzień gdy serce dostało po głowie i samo bojąc się zdemaskowania, zakopało uczucia najgłębiej, jak tylko mogło i przycisnęło głazem najcięższym. Po raz pierwszy serce wtedy zapłakało i choć solidnie przeproszone zostało nadal czuło się niepewnie. Serce nie zapomniało rany i z całą okazałością odgrywało się za rany doznane pomimo, iż za zranienie stanowczo przeproszone zostało.

Serce straciło grunt pod nogami, za to skrzydeł coraz większych dostawało. Trudno też kondorowi udać wróbelka Elemelka, co nie uszło uwadze innym osobnikom.

Gniew serca był tak mocny, że wytoczył działa niczym kolubryna szwedzka i przyparł atak na raniące je ostrze. Ostrzu trudno wygrać z działem, ostrze więc skapitulowało. Działo zostało samo na placu boju niepokonane, ale tak naprawdę przegrało. Niczym Goliat z Dawidem.

Serce pamiętało, a gdy przyszedł czas trudnych chwil prosiło innego o pomoc w wyznaniu wszystkiego, co jest najważniejsze. Nie zgodził się na rolę pośrednika... Całkiem niedawno serce napisało spowiedź formatu 2 razy A4... ale kamień nie spadł sercu z serca...

Okazało się jednak, że pierwsza miłość ma swoją uwerturę! Jak ją nazwać? Czym jest właściwie? Czy tylko poszukiwaniem? A jeżeli tak to gdzie jest granica, ten punkt zwrotny dzielący poszukiwanie od zwykłego uczucia?...

SZKOŁA!!!

Zaczęła się szkołą... Human... Mój priorytet... Klasa wyjebana... Na 32 osoby 28 dziewczyn, 3 chłopców i jeden skafrany psikutas nie wiadomo jakiej płci... Czyli Ja... Klasa ogólnie wymiata... 10 osób tylko z miasta... Ech... Nauczyciele też bekowi... Wychowawczyni to powtórka z Gimnazjum tylko, że w większym stężeniu... Kultura, kultura i jeszcze raz KULTURA!

Ksiądz nawraca nas i namawia do Spowiedzi Św. Ale ogólnie koleś zajebisty... Foty nam robił... hehe

Fizyk ... Przyrąbany pozytywnie... Człowiek, który ma swój własny świat i swoje własne zabawki...

Geograf... Lubi patrzeć na wymiona kobiet... Normalnie och... Jak on patrzy O_o...

Chemiczka... Będziemy odbierać poród na lekcji... Jak ja kocham małe dzieci prosto z krocza... Och...

Polonistka... Moja wychowawczyni... Bez komentarza <aczkolwiek komentarz macie kilka linijek wyżej>

Wfistka... Kolesiówa wporzo... Z taką można pogadać...

Biolog... Koleś straszy nas od pierwszej sekundy... Ale jest zajebiście ułożonym facetem... Mobilizuje nas do pracy... I chyba polubię biologie...

Pani od PP... Można z nią negocjować... kto wie ten wie...

PO... Geograf prowadzi... Czołem uczniowie... I jeb w łeb...

Matematyczka... Nie wiem za jakie grzechy... Proszę nie męczcie już mnie... <wszystko jasne?>

Szkoła ogólnie ciasna...  Adoratorów nie mam... Albo mam tylko, że niewidocznych... ukrytych, skrytych, cichych, nieśmiałych :>... Pozytywnie...

 

Poniżej macie wiersz, który natchnął mnie... Jeden z moich ulubionych wierszy Ks. Jana Twardowskiego. Życie jest brutalne... Ma swoją własną ograniczoną przestrzeń. Granice wyrysowaną ołówkiem rzeczywistości... Swój własny świat...  W którym jest miejsce dla każdego. Każdy człowiek ma swój świat... W którym żyje i funkcjonuje jak chce... Nie czekam już na wzajemność, telefon czy róże... Gdy mnie nie chcą... Nie piszczę... nie szlocham... Najważniejsze przecież, że ja kogoś Kocham... Czy wiesz, że łzy się śmieją kiedy są za duże?...

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz...

 

PS... „Gdzie jesteś słoneczko? Wróciłem, a Ciebie nie ma i ogarnia mnie bez Ciebie smutek. Wróć do mnie proszę...”  10 marca 21:04... suss...

 

Pytanie do publiczności... Kto to napisał?... Do mnie oczywiście...

kontrasty : :
07 września 2005, 16:46
aaaaaaaa już poród... :P pfffff
07 września 2005, 16:45
eee co już?
LeSzCzU :D
07 września 2005, 15:53
haha wymiatamy :D Skfarny Poczek, Kapitan Planeta i Izdusińska ... zgadnijcie co sie do tego rymuje :D haha z nas tam jakies ewenementy sa O_o w szeregu zbiorka i nie stoj jak na biwaku tsesesese ... siostro Kamilo to juz ! O_o
www.loris.prv.pl
07 września 2005, 14:59
rozstania...po co to komu i dlaczego? :/
Rafał
07 września 2005, 06:09
Przeczytane, i odnotowane. :]
06 września 2005, 20:55
No jesli ja tego nie napisąłem, to hmmmmm, ciekawe kto:P
No ale nie znam tych słów. Więc nie ja:P

No dzieci prostoz krocza... Buhaha, ze śmiechu spadłem z krzesła:))))

A Adam Brdyś jest zajebisty:) Klasa w dwuszeregu wg wzrostu frontem do mnie zbiórka...:)

3m sie:)

Dodaj komentarz